Często dostaję pytania o to, jaką drukarnię polecam i dzisiaj nadszedł dzień, kiedy publicznie na nie odpowiem. W moim prywatnym rankingu podium ma tylko jedno miejsce i zajmuje je drukarnia Viperprint.
Grafik marudzi
Trudno mnie zadowolić. Każde zamówienie z drukarni oglądam niemalże przez lupę, doszukując się wad. Jeśli zamawiam coś dla siebie, nie przejmuję się aż tak bardzo, kiedy natomiast składam zamówienie w imieniu mojego klienta, sprawa robi się poważna. Nie mogę pozwolić sobie na widoczne (nieważne, że prawdopodobnie tylko ja je zauważam!) niedoskonałości w druku czy niestaranne wykończenie. Zanim poznałam moją ulubioną drukarnię, kilka razy przeżywałam frustrację chociażby z powodu nieestetycznie obciętych wizytówek lub rażącej niezgodności kolorów z projektem.
Wizytówki dla Jadzi
Pamiętam nawet historię, w której występuje także moja koleżanka ze szkoły podstawowej, Jadzia (dość popularne imię na tej stronie). Czasu było mało, a ja zostałam poproszona o zaprojektowanie i wydrukowanie wizytówek. Panował wówczas okres gorączkowego drukowania plakatów i ulotek przedwyborczych, ale drukarnia w moim rodzinnym mieście (nazwę i lokalizację litościwie pominę milczeniem) przyjęła zlecenie i zobowiązała się je wykonać na następny dzień. Wszystko było wspaniale, miałam zdążyć ze wszystkim do dnia, kiedy koleżanka musiała wyjechać z Polski. Przyszłam odebrać zamówienie i prawie zwaliło mnie z nóg! Niestety w negatywnym sensie… To nic, że piękny brązowy odcień, który wybrałam, wyglądał jak coś, co pies podczas spaceru zostawia na trawniku, bo byłabym w stanie przyjąć tłumaczenie, że bez proofa itp. Ważniejsze jednak było, że tylko po kilka egzemplarzy miało jednakowy kolor, a żaden nie okazał się jednolity. Na 500 sztuk wydrukowanych z jednego projektu otrzymałam około 6 różnych odcieni, dodatkowo o zmiennym nasyceniu w ramach pojedynczego egzemplarza. Szczerze? Nie wiedziałam nawet, jak zareagować.
Zapytałam pana, czy według niego ten druk jest w porządku. Spojrzał, przyznał mi niby rację (choć bardzo niechętnie) i zobowiązał się wydrukować wizytówki ponownie, tym razem w ciągu 2 godzin. Niestety ponowna próba nie różniła się prawie wcale od poprzedniej. Podziękowałam i poprosiłam o zwrot pieniędzy. To nauczyło mnie, by nigdy więcej nie drukować tam, gdzie będzie szybciej. No i postanowiłam trzymać się jednej, uczciwej i rzetelnej firmy, by oszczędzić sobie kolejnych tego typu przygód. Wiadomo, że psychika grafika wiele zniesie, ale jednak są jakieś granice!
Po reakcji na reklamację ich poznacie!
Odkąd prowadzę działalność gospodarczą, zlecam druk w Viperprincie i nigdy nie żałowałam. Jeden jedyny raz zdarzyło się, że przesyłka była nieodpowiednio zabezpieczona i narożniki wizytówek uległy delikatnemu zagięciu. Gdyby miały być dla mnie, nie zwróciłabym uwagi, ale klientowi nie chciałam przekazywać produktu z wadami. Viperprint reklamację przyjął, wydrukował ponownie, porządnie zapakował i przeprosił. I taka postawa jest dla mnie o wiele bardziej wartościowa niż to, że ktoś nigdy nie popełnił błędu, bo to reakcją na reklamację można zmierzyć szacunek, jaki firma okazuje swoim klientom. Tym bardziej, że zlecenie nie opiewało na żadną zawrotną kwotę, a pomimo tego poczułam, że moje zadowolenie jest ważne dla pracowników drukarni.
Wizytówki ze złotą folią hotstampingową, oczywiście od Viperprint
Kreatywny grafik marudzi!
Czasem wymyślam sobie różne dziwne projekty, jak chociażby perforowane i szyte na maszynie wizytówki z włożoną do środka torebką herbaty. Dlatego niezwykle istotne jest, by drukarnia była w stanie sprostać moim oczekiwaniom i nie wymagała ode mnie złożenia zamówienia na milion egzemplarzy. Ktoś w końcu musiał zszyć te wizytówki, a nie chciałabym zostać pełnoetatową krawcową! Przy okazji: drogi Viperprincie, jeśli wprowadzisz usługę szycia (zwykłą nitką, na maszynie), daj znać – będę pierwszą klientką!
Perforowane wizytówki z zaszytą w środku torebką herbaty
O ofercie Viperprinta nie będę pisała, bo to można łatwo znaleźć na ich stronie, na którą serdecznie zapraszam. I dodam jeszcze na koniec, że wpis nie jest sponsorowany, a z pomysłem na jego napisanie nosiłam się już bardzo długo, ale do tej pory jakoś nie znalazłam czasu.