Do napisania na temat tego, czym jest, a czym nie jest zlecenie projektu grafikowi, skłoniła mnie przykra refleksja podczas długiego weekendu majowego. Mimo że tym razem szczęśliwie ominęły mnie wiadomości z prośbami o wykonanie grafiki 3 maja, notorycznie dostaję e-maile z gatunku: „uwaga, najpilniejsze zlecenie na świecie, zrób je natychmiast!!!” w niedziele i święta.
Niektórzy klienci roszczą sobie prawo do wyłącznego dysponowania czasem grafika, nie zwracając zupełnie uwagi na pozornie oczywisty fakt: to, że zlecają wykonanie projektu, nie znaczy, że dostają na czas jego realizacji etatowego pracownika, który o każdej porze ma być dyspozycyjny, a ponadto posłusznie wykona polecenia i nie będzie próbował doradzić ani zaproponować czegoś innego ze strachu przed zwolnieniem.
Czy grafik freelancer siedzi od rana do nocy przy komputerze?
Wielu osobom ktoś, kto pracuje przy komputerze, kojarzy się ze stereotypowym programistą. Grafik freelancer według niektórych cały dzień siedzi w dziurawym dresie, jest otoczony pustymi pudełkami po pizzy i tylko czeka na nadejście bardzo pilnego zlecenia, by radośnie rzucić się w wir pracy do późnych godzin nocnych. Jednocześnie te same osoby oczekują świeżego spojrzenia, indywidualnego podejścia i „efektu wow”. Coś tu zgrzyta? I to jeszcze jak! Niemal tak samo, jak ja zębami na kilka godzin przed dedlajnem!
Moja praca nie polega na tym, że siedzę na krześle i po 8 godzinach wstaję, a za przesiedziany czas nalicza mi się należność, którą szef musi zapłacić. Zaleta zatrudniania grafika freelancera jest taka: moje „wysiadywanie godzin” Ciebie nie kosztuje. Płacisz za konkretny efekt, a zatem większe znaczenie ma dla Ciebie to, z jakim nastawieniem rozpoczynam i kończę pracę nad Twoim projektem, niż to, jak wiele czasu na niego poświęcam.
Projektowanie graficzne, gdy w grę wchodzi praca koncepcyjna, nie daje się przeliczyć na roboczogodziny. Dlaczego? Ponieważ jest procesem, na który składa się nie ilość „wysiedzenia”, ale pasja, research i nastawienie. Dlatego nie przyjmuję dobrze płatnych zleceń na projekty sprzeczne z moim systemem wartości. Byłyby dla mnie męczarnią, a efekt pozostawiałby wiele do życzenia.
Jeśli więc ustaliliśmy, że nie pracuję przyklejona do biurka, proszę, nie traktuj mnie tak. Zależy Ci na szybkim projekcie? Pomyśl o nim odpowiednio wcześniej. Czasem mogę rzucić wszystko i przygotować na cito ten jeden najważniejszy z ważnych plakat, a czasem nie. Bo praca nad danym projektem wymaga researchu, bo mam wcześniejsze zobowiązania. Bo potrzebuję się zainspirować. Bo ważne jest dla mnie, żeby raz dziennie wyjść na długi spacer i zwyczajnie fizycznie nie ma mnie w pobliżu komputera.
Zlecenie projektu – porozmawiaj z grafikiem!
Moje podejście do relacji klient-grafik jest nieskomplikowane. Ja daję od siebie swój warsztat, fachową wiedzę, potrzebne wsparcie i ciężko pracuję na to, by projekt nie tylko się podobał (bo operowanie kategoriami estetycznymi jest największą pułapką, w jaką można wpaść podczas rozmów o projektowaniu graficznym czy też ogólnie o sztuce), ale przede wszystkim zapewnił zlecającemu sukces marketingowy. Klient wspiera mnie w tym procesie, dostarczając wszystkie niezbędne informacje oraz przekazując feedback.
Bardzo ważna jest dla mnie równowaga w tej relacji, bez wchodzenia w zależności szef-podwładny, ale także bez niepotrzebnych pośredników. Często naciskam na to, by kontaktowała się ze mną osoba decyzyjna, a nie młodszy specjalista ds. marketingu. Nie dlatego, że nie szanuję osób, które pracują na takich stanowiskach, ale po prostu wiem z doświadczenia, że nad przysłowiową panią Kasią jest jeszcze co najmniej kilka szczebli do kogoś, kto ostatecznie zatwierdzi projekt.
Sytuacji, kiedy pracowałam nad projektem przez dłuższy czas, pani Kasia zatwierdzała, a potem szef mówił, że w ogóle nie o to chodziło, przeżyłam wiele. Dałoby się ich uniknąć dzięki bezpośredniemu spotkaniu. Pani Kasia może znać swojego pracodawcę i myśleć, że wie, co mu się spodoba. Potem jednak odbywa się coś w rodzaju głuchego telefonu i pewne informacje zostają zniekształcone. Czasem wystarczyłoby jedno spotkanie z osobą decyzyjną, by cały proces przebiegł sprawnie i bez niepotrzebnych komplikacji.
Zaufaj swojemu grafikowi
Wiem, zwykło się mówić, że klient nasz pan. To prawda, że dzięki klientom żyję i płacę podatki, nie jest natomiast prawdziwe zasłyszane niedawno przeze mnie zdanie: „Grafik to taka małpa, która jakimś cudem nauczyła się obsługi Photoshopa i trzeba po niej poprawiać.” Nie, nie trzeba „poprawiać”, a w każdym razie nie po profesjonalnym grafiku, który zna się na tym, co robi, potrafi doradzić i wspiera proces rozwoju Twojej firmy.
Można wprowadzać zmiany, czasem nawet sporo, bo projekt graficzny podlega subiektywnej ocenie odbiorcy, która nie musi być zgodna z moją. Tym, czego większość klientów grafika nie posiada, jest doświadczenie w branży, kreatywne podejście i rzetelna wiedza na temat tego, jak zrobić coś, co zadziała. Choć może niekoniecznie spodoba się teściowej albo sąsiadce z parteru.
Nie mówię, że chcę zawsze dostawać wolną rękę i że męczą mnie wprowadzane zmiany, bo tak nie jest. Chciałabym jednak, żeby więcej osób dostrzegło w grafiku profesjonalistę, a nie tylko kogoś biegłego w obsłudze oprogramowania graficznego. Projektanci graficzni w większości potrafią dostosować się do Twoich oczekiwań estetycznych. Ale jeżeli próbują Ci coś powiedzieć, przynajmniej posłuchaj. To oni są ekspertami w dziedzinie projektowania. Czasem warto zdać się na czyjeś doświadczenie zamiast uparcie brnąć w dostosowanie projektu pod siebie.