Niedawno otrzymałam wiadomość od Sławka, który pytał mnie, czy prawidłowo wycenia swoje projekty. Opisał historie pracy dla klientów, którzy najpierw chętnie współpracowali z nim, przesyłali propozycje zmian i byli zadowoleni z efektu końcowego, ale… No właśnie! Wydawałoby się, że wszystko szło bardzo dobrze, ale na końcu Sławek dowiadywał się, że cena za jego usługi jest za wysoka, a zrobienie kilku kresek w Photoshopie to właściwie żadna praca, więc nie należy się aż tak dużo. Co było nie tak?
Cena zawsze na początku
Z wiadomości Sławka nie wynikało, w którym momencie jego klienci poznali cenę usługi, ale mogę się domyślać, że po prostu na końcu podsumował czas, jaki spędził na projektowaniu i wprowadzaniu zmian, po czym pomnożył go przez stawkę godzinową. I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że prawdopodobnie nie podał wcześniej owej stawki klientowi. Gdyby sytuacja była jasna, zleceniodawca byłby świadomy, że jego uwagi przyniosą konsekwencje w postaci powiększenia końcowej kwoty i być może byłby bardziej konkretny i zdecydowany od początku. Czasem informacja o tym, że dokonujemy ograniczonej ilości zmian, pomaga w podjęciu ostatecznej decyzji, bo dopinguje do obustronnego wysiłku. Kiedy mówię, że zaproponuję dwie koncepcje (a nie np. trzy, co często oferują graficy), nie robię tego ze złośliwości, lenistwa czy braku pomysłów, ale po to, żeby ułatwić Ci proces decyzyjny. Nawet, jeżeli wśród dwóch koncepcji nie będzie pomysłu, który Ci się spodoba, łatwiej będzie doprecyzować Twoje oczekiwania i stworzyć coś nowego.
Kto tak naprawdę projektuje?
Kolejnym powodem nieporozumienia odnośnie kosztów projektu może być brak wiary we własne umiejętności. Jeśli grafik nie wie, w czym jest naprawdę dobry, nie zna swojej wartości, nie zaufasz mu i będziesz „projektować” za niego. A to prowadzi do wniosku, że przecież wszystko trzeba było „poprawić”, więc dlaczego cena jest wysoka? To trochę błędne koło, z którego trudno się wyrwać. Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że grafik ma zawsze rację, a uwagi klienta są niepotrzebne czy irytujące. Nie! Po prostu pamiętam swoje początki, kiedy dostawałam wiadomości zaczynające się od „Pani Kingo, źle!!!” (sic!), a klient był przekonany, że współpracuje z osobą ćwierćinteligentną. Dlaczego tak się działo? Nie potrafiłam uzasadnić swoich wyborów, obronić racji, a nawet konkretnie doradzić. Owszem, usiłowałam robić to wszystko, ale z perspektywy klienta musiało to wyglądać jak bezsensowne upieranie się przy swoim, „bo tak”. Ktoś, kto wie, co potrafi, jest w stanie powiedzieć klientowi, że lepiej będzie zastosować inne rozwiązanie, ale też nie ma trudności z przyznaniem mu racji, kiedy sytuacja tego wymaga. Profesjonalista nie staje się nim z powodu swojej nieomylności, ale dlatego, że uczy się na błędach i ciągle się rozwija.
Obiektywna ocena umiejętności
Każdy produkt ma swojego klienta, dlatego nie jest możliwa obiektywna ocena projektów graficznych z punktu widzenia estetyki. Jeden klient zapłaci 15 000 złotych za abstrakcyjne logo, do którego zostanie dopisana naciągana ideologia, drugi odrzuci minimalistyczny i świetny wg innej osoby projekt, ponieważ uzna, że 300 złotych to za dużo za „dwie kreski”. Obiektywnie można ocenić warsztat, fachową wiedzę, umiejętność korzystania z narzędzi. Nawet dobór kolorów czy charakterystyczny styl trudno obiektywnie skomentować. Ostatecznie przecież „nie to ładne, co ładne, ale co się komu podoba”! Jak to się ma do przypadku Sławka? Cóż, klient mógł po prostu pokazać komuś innemu wykonany projekt, a ten ktoś doszedł do wniosku, że sam by tak potrafił i cena jest zbyt wysoka. Tyle tylko, że to nie znajomi umawiali się z grafikiem i nie oni zlecali poprawki, a potem zaakceptowali efekt końcowy. Negocjacja ceny w takim momencie jest zwyczajnie nie na miejscu. Jeśli jednak ta zmiana decyzji jest powiązana z wcześniej omówionymi kwestiami, a więc na przykład wykonawca nie potrafi obronić swojego projektu, podkuli ogon i zgodzi się na niższą stawkę… cóż, powinien popracować nad sobą, a taką sytuację potraktować jako okazję do rozwoju.
Łatwo mi przychodzi po latach analizowanie nieporozumień, ale to nie znaczy wcale, że omijają mnie trudności związane z komunikacją z klientem. Staram się jednak, by od początku sytuacja była jasna dla obu stron. Nic tak nie psuje relacji, jak niedopowiedzenia, błędne przekonania czy fałszywe wyobrażenia.