Kiedy plik otwarty tak naprawdę nim nie jest?

Czym jest plik otwarty?

Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie korespondencja z klientką. Punktem wyjścia stało się jej pytanie o możliwość wprowadzenia drobnych zmian do plików źródłowych. Miałam usunąć jakieś logo, dodać jakiś napis – generalnie praca, którą można było wykonać od ręki. Klientka napisała, że posiada pliki źródłowe w InDesign i Adobe Illustrator. Pomyślałam, że co prawda nie jest to zlecenie marzeń, ale mogę szybko pomóc. Tytuł wpisu sugeruje, że nie będzie historii o szybkim i łatwym wprowadzeniu zmian do pliku i zyskaniu kolejnej zadowolonej klientki, więc przejdę prosto do sedna.

Czym jest plik źródłowy?

Nazwa wskazuje na to, że w takim pliku powinny znajdować się wszystkie użyte źródła. Co to znaczy? Na przykład to, że elementy projektu są możliwe do zmodyfikowania i kompletne. Albo osadzone w pliku, albo dołączone, na przykład jako dodatkowe pliki .psd (format natywny Photoshopa). Taki plik nie posiada wtopionych w tło napisów ani fontów zamienionych na krzywe (chociaż to ostatnie nie jest aż tak problematyczne!). Sam dołączony plik .psd w idealnym świecie miałby pogrupowane i odpowiednio nazwane warstwy.

Czym nie jest plik źródłowy?

Zdecydowanie nie jest plikiem źródłowym coś, co otrzymałam ostatnio… Po otwarciu zobaczyłam komunikat o… 126 brakujących elementach! Co to oznacza? Że osoba, która stworzyła plik, nie dołączyła wszystkich użytych elementów graficznych, a więc program nie mógł ich sobie wczytać z zewnętrznych źródeł. Wystarczyło albo załączyć je wszystkie, albo osadzić w pliku. Oczywiście nie dało się łatwo przesunąć elementów graficznych tła, więc de facto musiałam wykonać nowe projekty. Wspominałam, że fonty zamienione na krzywe nie są aż takim problemem? Niby nie, ale w momencie, kiedy nic w pliku nie daje się edytować, taki pozorny drobiazg może wywołać migrenę…

Dlaczego graficy to robią?

Myślałam wczoraj o tym, dlaczego klienci dostają takie pliki. Próbuję nie dopuszczać pierwszej narzucającej się odpowiedzi, czyli: dzieje się tak z powodu niedbałości projektantów, którzy niby przesyłają źródła, ale nie bardzo interesuje ich, jakie będą dalsze losy stworzonych przez nich projektów. A powinno! Klient płaci za te pliki i chce móc je wykorzystać. A ja, jako osoba, która otrzymuje źródła przygotowane przez kogoś, kto chce być nazywany profesjonalistą, mam prawo oczekiwać, że będę mogła od ręki wprowadzić drobne zmiany, zapisać i wysłać klientowi, a nie domyślać się, co autor miał na myśli albo wykonywać ponownie coś, co od samego początku powinno być zrobione tak, jak należy.

Spotkałam się też z sytuacją, kiedy klient wielokrotnie musiał PROSIĆ grafika o przesłanie źródeł. Bezskutecznie. A to już jest coś, co nie mieści mi się w głowie. Jeśli chcecie być swoim klientom niezbędni, na pewno nie osiągniecie tego strzegąc plików źródłowych jak smok złotych monet. Naprawdę, droga do zdobywania zaufania i budowania relacji z klientami, jest zupełnie odmienna od tej, którą usiłujecie iść.